niedziela, 20 października 2013

Prezenty

Ten rok jest dość wyjątkowy pod każdym względem. Również pod względem otrzymywania prezentów urodzinowych wiele tygodni później. Dzisiaj dostałam od mojego Przyjaciela bilety na koncert Dawida Podsiadło. Cudna niespodzianka. I bardzo, bardzo trafiony prezent. Dzięki Maćku!
Pisałam w poprzednich postach, że dostałam też śliczny obrazek ręcznie wydziergany przez moją serdeczną Koleżankę. Obiecałam go pokazać,  więc to czynię....takie wspomnienie lata :)








Beatko jeszcze raz dziękuję. Obrazek jest prześliczny!

Ostatnio zabrałam się za herbaciarkę, taką większą. Początkowo miała być "taka zwykła", taka na co  dzień, bez dedykacji i w ogóle... pomalowałam dół bejcą cieniując od ciemnego grafitu na dole do prawie białego u góry...później odłożyłam ją na półkę. Minęło kilka dni... przykleiłam motyw z ptaszkami na wieczku... dawno za mną chodził, więc stwierdziłam, że pora go wykleić. Nie bardzo wiedziałam, co zrobić z tłem i jak połączyć dół i górę w całość. Znowu trzeba było kilku dni i w końcu się zawzięłam... zbliżająca się rocznica naszego ślubu jakoś ukierunkowała pracę nad herbaciarką. Domalowałam ręcznie tło w kolorach niebiesko-zielonych, ozdobiłam środek, dołożyłam delikatną koronkę bawełnianą i zapięcie. Powstała herbaciarka nadaje się zarówno na ślub jak i na rocznicę ślubu. Efekty oceńcie sami:















Na koniec jeszcze chciałabym pokazać pudełeczko, które sprezentowaliśmy chrześniakowi mojego męża na trzecie urodzinki. Teraz, już po uroczystości mogę je pokazać z czystym sumieniem.






Na koniec muzyczny prezencik:


Dziękuję za odwiedziny. Słonecznego tygodnia Wam życzę. Do następnego razu. Pa!

niedziela, 13 października 2013

Taniec...

Zawsze lubiłam tańczyć. Słuchać muzyki i kołysać się w jej rytmie. Kiedyś uczyłam się podstawowych kroków, ale odkąd jestem z moim mężem stawiam na spontaniczność. To On nauczył mnie czuć muzykę całą sobą i wyzbyć się sztywnych ram na parkiecie, ma taki luz w tańcu, że pozazdrościć. Ja staram się mu dorównywać, ale to naprawdę jest trudne...  Swoje niespełnione marzenia o tańcu przelałam na Dzieciaki, Tymon tańczył 6 lat w Formacji Tańca Nowoczesnego, z dużymi sukcesami w Polsce i Europie. Julka tańczyła krótko, bo tylko rok, ale teraz tańczy w szkole. Ma niezwykłe wyczucie rytmu i lekkość tańca... po Tatusiu... Niedawno ja miałam krótki epizod z Formacją Tańca Nowoczesnego. Treningi poniedziałkowe dające power i energię na cały tydzień, trochę ruchu i gimnastyki dla uśpionego ciała, jakieś występy, nawet nagroda na scenie wojewódzkiej :), ale przede wszystkim znakomite towarzystwo! Treningi się dla mnie skończyły, ale  ważne to, że znajomości pozostały. Spotykamy się dość regularnie, towarzysko i tanecznie w naszym ulubionym lokalu :) Nasi mężowie też się zgadali i teraz co niedzielę kopią piłkę.
Ale taniec jest nadal dla nas wszystkich czymś bardzo istotnym w życiu. Z zainteresowaniem śledzimy wszelkie programy związane z tańcem, szczególnie nowoczesnym, lubimy też razem się wygłupiać i tańczyć.
Jakiś czas temu natchnęło mnie i zrobiłam taką sobie Tancereczkę...  






Tancerka - rzeźba z tkanin, z użyciem powertexu.


Dzisiaj króciutko, ale nie zapominam o muzycznym akcencie. Takim do tańca :)


Miłego dzionka i do następnego razu.

poniedziałek, 23 września 2013

Mam kota :)

Jak każda szanująca się Wiedźma posiadam własnego kota... a właściwie kotkę. :)  Moja jest klasycznym dachowcem, szarym, z grafitowymi pasami na całym ciele. Wyglądem przypomina rasowego kota celtyckiego, ale charakterek ma iście anielski... nie licząc zniszczonych łóżek, sof, tapet, krzeseł i innych mebli, które akurat znalazły się w zasięgu pazurków. Całe szczęście Dzieciaki jakoś utrzymają się poza zasięgiem pazurków. I ząbków. Za to pazurki i ząbki są niezastąpione przy wyłapywaniu wszelkiego rodzaju latających stworzeń. Żadna mucha ani komar nie ma szans. 
Kinka zamieszkała u nas 3 lata temu, była taka malusieńka, gdy ją przyniosłam do domu, że mieściła się w filiżance :)



Teraz zadomowiła się już na dobre, ale  nadal okupuje wszelkie kuferki, skrzynki i inne pudełka, do których ledwo się mieści...



Kinka w kuferku, który zrobiłam dla mojej Córci

Kończy się lato, za oknem typowa jesień, Dzieci deptają do szkoły już czwarty tydzień, w wazonie panoszy się wrzos, Kinka zaczyna szukać ciepłych miejsc, coraz częściej przytula się do człowieka, wściubia nos pod kocyk... jesień pełną gębą. Tylko obowiązków przybywa i mniej czasu na moje pasje. Niemniej jednak nie próżnuję i dzisiaj pokażę kilka zdjęć moich ostatnich prac. Trochę decoupage i trochę powertexu. Nadal to jest coś, co mnie kręci, coś na punkcie czego nadal mam kota :)



Pudełeczko z sówkami na spineczki dla Małej Dziewczynki



Herbaciarka w brązach...


Wazonik z szalem utwardzonym powertexem i broszką z kamienia




Komplet świeczników z powertexu


Chciałam dzisiaj jeszcze pokazać prześliczny prezent, który dostałam od mojej serdecznej Koleżanki Beatki, ale niestety pogoda jest tak beznadziejna, że nawet nie zabieram się za zrobienie zdjęć jej pracy. Pokażę go następnym razem.


A na koniec coś muzycznie z mojej prywatnej kolekcji:




Dzięki za odwiedziny. Pozdrawiam serdecznie wszystkich Odwiedzających. Miłego i słonecznego tygodnia życzę. Do następnego razu.

niedziela, 1 września 2013

Znak...

Dzisiejszy ranek zaczął się jakoś dziwnie leniwie... Pospałam dłużej, oczy nie bardzo chciały się otworzyć, coś w kręgosłupie i biodrze strzykało...Aha...pomyślałam... to ZNAK!...że jeszcze żyję... i że lepiej już nie będzie. Lata lecą, a wczorajszy koncert i wywijanie i skakanie z moją Córcią na grzbiecie też się przyczyniły do mojego dzisiejszego samopoczucia. Jednak to nic...musielibyście zobaczyć buzię Juliny, jak na scenę wyszła Ewa Farna...na ten moment Mała czekała ponad 6 tygodni. A później to już szaleństwo, najwięcej na barkach Tatusia, bo w tłumie dorosłych całe 122 cm człowieka nic nie mogło dojrzeć z podłogi :)
Kilka piosenek przetańczyłyśmy razem, ale bez Tatusia i Braciszka pewnie nie dałybyśmy sobie rady.
Na liście zadań do wykonania na tegorocznych wakacjach odhaczyłam koncert Ewy. Aż ciepło na duszy się robi po spełnieniu takich drobnych - wielkich marzeń. Sobie również zrobiłam przyjemność muzyczną, bo dziewczyna ma kawał głosu i świetny kontakt z publicznością.
Bardzo pozytywnie patrzę na młode pokolenie wokalistów, szczególnie tak sympatycznych i "normalnych", acz zdrowo postrzelonych jak Ewa Farna, czy mój ulubieniec Dawid Podsiadło. Właśnie...Dawid... dostałam jego płytę od Rodzinki na urodzinki  i od dwóch dni wsłuchujemy się wspólnie w kolejne kawałki... Im więcej słuchamy, tym bardziej nam się podoba. Nawet mój Synek twierdzi, że Podsiadło jest OK :)

Ostatnio jakoś wolniej mi idzie dokańczanie rozpoczętych prac dekupażowych, trzeba było skupić się na kompletowaniu wyprawek szkolnych i ogólnych przygotowaniach do roku szkolnego, więc dzisiaj, żeby nie  było pusto wrzuciłam fotki moich wcześniejszych prac...taki misz-masz z ostatnich miesięcy. Na zakończenie wakacji. Żeby nie było tak czarno - biało :)


Kuferek dla Małej Wróżki:
 Pudełko z obrączkami na serwetki:



Kasetka z czerwoną różą i ręcznie wymalowaną koronką:





Na koniec oczywiście muzycznie i oczywiście tematycznie. Znak i Ewa Farna






Miłego dnia. Do następnego razu.

piątek, 23 sierpnia 2013

Czasem...

Zastanawiam się ostatnio nad istotą czasu...jak to możliwe, żeby czas tak szybko przelewał się przez palce? Moja codzienność, a właściwie nasza wakacyjna codzienność niedługo się skończy, dla moich najbliższych zacznie się rok szkolny pełen nowości, obowiązków i podporządkowania się rygorowi czasu... Teraz jest tak, że budzę się w poniedziałek, niby chwila...i znowu jest piątek. Życie pędzi na złamanie karku, a ja mam wrażenie, że to jakiś szalony rollercoaster...mnóstwo emocji, atrakcji z jazdy, zdarzeń, wydarzeń, zakrętów, wjazdów i zjazdów, ale nie ma szans na podziwianie krajobrazu... Czy ktoś zna sposób na zatrzymanie tego mechanizmu?
Pisałam już wcześniej, że od kilkunastu miesięcy pracuję w domu, rezygnując z pracy w biurze z klientami. Choć nie jest to w dzisiejszych kryzysowych czasach zbyt dobre rozwiązanie finansowe, to wiem, że to był najlepszy krok, jaki mogłam zrobić.  W tej chwili wykorzystuję większą część czasu na towarzyszenie moim Dzieciakom w ich życiu, w ich radościach i smutkach, starając się po prostu przy nich być, gdy mnie potrzebują. Tego czasu nikt nigdy nie wróci, takich zaległości nie da się nigdy nadrobić. Moja serdeczna koleżanka lata temu powiedziała mi bardzo mądrą radę: "Twoje dziecko nie będzie po latach pamiętało, że nie wyprasowałaś mu koszulki idąc z nim na plac zabaw, ale zapamięta to, że poświęciłaś mu czas i byłaś przy nim na tym placu zabaw." Wiem, że miała i ma rację. Doceniam teraz każdą chwilę z najbliższymi. Bez nich wszystko w życiu traci sens, nawet czas :)

Mój ulubieniec - jeden z wielu, ale z tych naj, najulubieńszych skarbnic złotych myśli - Andrzej Poniedzielski napisał kiedyś:  

"Dziś każdy wie,
która jest godzina.
I wie, że jest już późno.
Każdy?
No właśnie.
Do tego zachęcam.
Nie być Każdym
- oto jest wyzwanie.
Jak? Nie wiem.
Ale może próbować
ów czas nie tyle zdegradować,
co sprowadzić go do dawnej roli osoby zaledwie towarzyszącej"


Mądrze powiedziane, tylko jak to zrobić? Może Wy znacie jakiś sposób?

Choć większości nasuwa się myśl, że dziś pokazywane będą zegary, bo cały post się "czasowy" zrobił, postanowiłam pokazać coś innego. Pudełeczko - kasetka z ręcznie malowanym "marmurem" na wieku oraz gniazdkami ptaszyn przeniesionymi na wieko za pomocą Powerprinta. Ostatnio polubiłam to medium.  Naniesienie obrazka jest prostsze niż klejenie serwetki, a wtapianie w tło lżejsze o kilka warstw lakieru. Tak więc i czasowo szybciej można uzyskać efekt końcowy.





Długo myślałam, jak zakończyć tego posta, a dokładniej co podać muzycznie... ostatecznie wybór padł na "Time of my life". 


Więcej czasu dla siebie i najbliższych Wam życzę. Do następnego razu.  

piątek, 16 sierpnia 2013

Śniadanie do łóżka...

Śniadanie do łóżka...czy może być coś bardziej uroczego? Coś co sprawi, że zaczynający się dzień nagle nabiera zupełnie innego znaczenia, innych kolorów i smaków. Niby nic...mała tacka z małym "co-nie-co", a znaczy tak wiele...szczególnie wtedy, gdy podaje ją ktoś ukochany...ktoś najbliższy.

Jakiś czas temu zrobiłam na zamówienie tacę - stolik do podawania śniadania do łóżka. Taki przydasiowy prezent ślubny dla Nowożeńców, żeby można było sprawiać Ukochanej/Ukochanemu małe przyjemności.
Imiona Nowożeńców, moje ukochane magnolie, troszkę kropeczek, kremowo-zielona tonacja, a nóżki stolika i spód bejcowany na ciemny brąz. I na koniec koronka bawełniana... Delikatnie i elegancko...






Nie tylko śniadanie można podać na takiej tacy, kawa i pyszna szarlotka z kleksem bitej śmietany też sprawi sporą radość. Co do innych posiłków też nie ma przeciwwskazań. :) Choć kolacja to już inna bajka... ta z pewnością najlepiej smakuje przy świecach.
Kilka dni temu zabrałam się za świeczniki. Proste drewniane, tym razem bez decoupage. Drewno, farby akrylowe i pasta strukturalna. Powstały dwa komplety. Jasny - utrzymany w tonacji kremowo-srebrnej z malutkimi  grafitowymi nakrapianiami:




Drugi komplet świeczników znalazł się po drugiej stronie koła kolorów. Czerń ocieplona nieco miedziano-złotymi elementami, wszystko na wysoki połysk.




Mam nadzieję, że udało mi się to pokazać na zdjęciach.

Na koniec muzycznie, oczywiście nie może być nic innego jak tylko "Śniadanie do łóżka" Andrzeja Piasecznego. Miłego słuchania.



Słonecznego dnia życzę. Dziękuję za odwiedziny. Do następnego razu.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Uciekający czas...

Wydawało mi się, że dopiero wczoraj pisałam "turkusowego posta", a tu już minęło ponad dwa tygodnie. Czas biegnie nieubłaganie. Podobno biegnie szybciej, jeśli człowiek jest szczęśliwy. Tego się zatem trzymam, że szczęśliwie mija nam czas, a te bieganiny, załatwianie dziesiątek spraw, to taki dodatkowy wypełniacz  codzienności :)
Ja mam to szczęście, że całe wakacje mogę pracować w domu, blisko Dzieci i z nimi spędzać każdą wolną chwilkę. Mogę się oderwać od swoich zajęć i  tak jak dziś wyjść do ogrodu  z moją córcią namalować kredą cztery pory roku na chodniku...albo z synem pojeździć na rowerze, albo pochlapać się wodą z węża ogrodowego z całą rodziną....ehhh...moje małe szczęścia....zbieram takie chwile gdzieś głęboko. Są jak pokarm dla duszy...przynajmniej do momentu, aż mnie skleroza nie złapie :)
Połowa sierpnia już tuż, tuż... wakacje się kończą, niedługo zacznie się szkoła  i przyjdzie jesień. Kolorowa i nasycona barwami... Uciekający czas i zbliżająca się jesień natchnęły mnie do zrobienia zegara w jesiennym klimacie. Prosta oklejanka serwetkowa i pomarańczowy papier ryżowy jako tło.




Jesienno - wiewiórkowy zegar

Dziś muzycznie coś z mojej prywatnej top-listy:


Pozdrawiam serdecznie i życzę słonecznych wakacyjnych dni. Do następnego razu.