W niedzielę wybrałam się z Rodzinką na wycieczkę rowerową do parku na wyspie. Jest tam mnóstwo ścieżek rowerowych, spacerowych i morze zieleni. Takie zielone płuca mojego miasta. Przywiozłam z wycieczki trochę zdjęć i zamierzam się nimi z Wami podzielić.
W powietrzu czuje się już jesień...
Ruda jarzębina zamieszkała w moim dzbanuszku:
A na drzewach dojrzewają jabłka:
Czas szykować Dzieci do szkoły :)
W mojej małej pracowni przygotowania do szkoły też trwają...
na początek ozdobiłam dwa komplety kredek i ołówki.
Dla dziewczynki w wydaniu różanym:
A dla chłopca w wydaniu morskim:
Reszta przygotowań w trakcie. Jak coś wymodzę, to na pewno Wam pokażę. :)
A tymczasem zapraszam na muzyczny akcent. Jesienny... i całkiem po mojemu.
Sprzątanie piwnicy ma sporo dobrych stron... można znaleźć dawno zapomniane i zapodziane rzeczy i nadać im nowe życie. Dziś głęboko za składzikiem rzeczy niepotrzebnych, ale zostawionych na "wszelki wypadek", a nuż się przydadzą :) znalazłam trzy wiklinowe osłonki na doniczki. Były sfatygowane i dawno miałam się ich pozbyć, ale jakoś było mi szkoda je wyrzucić.
Dzisiaj aż mi się oczy zaświeciły, jak je zobaczyłam, bo od razu wiedziałam, jak będą wyglądały po metamorfozie. A przed przemianą wyglądały tak:
W ruch poszedł pędzel maczany w białej farbie... wystarczyły dwie warstwy, żeby uzyskać zadowalający efekt. Środek osłonek wykleiłam folią, a na zewnątrz przykleiłam szarą wstążkę w groszki. Pozostało tylko zasadzić cudowne białe wrzosy i nowa sierpniowa dekoracja gotowa.
Powyżej zdjęcia zrobione w pełnym słońcu na moim balkonie,
a poniżej docelowe miejsce osłonek, na półce nad kaloryferem.
Jesienią wrzosy trafią do ogrodu, ale teraz jeszcze będę się nimi cieszyć w domu.
Wokół mnie jest mnóstwo rzeczy, które przyciągają mój wzrok i myśli, że trzeba im dać drugie życie. Tym razem wpadły mi w ręce łubianki po zakupionych w poprzednich latach truskawkach. Postanowiłam je pomalować na szaro w odcieniu gołębim i potraktować je serwetką, a później lakierem. Mój Małżonek zabiera się za gruntowne sprzątanie piwnicy i pewnie, gdyby nie moje zabiegi na łubiankach, też by je wyrzucił na śmietnik. A tak mam coś ładnego i przydatnego w domciu. Dzisiaj pokażę tylko jedną z nich, druga czeka na wykończenie... jakoś nie mogę na nią znaleźć odpowiedniego motywu. Ale znajdę w swoim czasie.
Dzisiejsza łubianka ma szare tło i naklejone róże:
Łubiankę wyłożyłam od środka folią... pierwszym moim pomysłem było wypełnienie koszyczka ziemią i zasadzenie w niej ziół... taki zimowy ogród na parapecie w kuchni. Teraz moje zioła rosną na balkonie, ale gdy temperatura spadnie trzeba je będzie wnieść do domu, więc łubianka spisze się na medal w roli doniczki.
Górną krawędź łubianki otuliłam jasnoniebieską wstążką, żeby zakryć te nieładne drewniane nierówności. Wstążkę, podobnie jak folię przyczepiłam do łubianki zwykłymi zszywkami.
Rączkę również ozdobiłam serwetką z różami... tu widać dokładnie motyw serwetki i drobne kropeczki tła, które powtórzyły się na wstążce opasanej wokół górnej krawędzi:
Taką łubiankę można wykorzystać nie tylko jako doniczkę, może służyć jako koszyk do przechowywania warzyw i owoców:
Albo pojemnik na szkolne bibeloty... Mojej Córci spodobał się pomysł postawienia jednego koszyczka na parapecie przy biurku ze wszystkimi potrzebnymi przyborami do pisania i kolorowania. Teraz koszyk jest pod ręką, wszystko widać, jest łatwy dostęp do każdej kredki... i jeszcze można go przenosić w różne miejsca w domu w jednej ręce! Coś czuję, że na swoje zioła będę musiała przeznaczyć drugą kobiałkę :)
Mniejsze przegródki w kobiałce zrobiłam z pianek poliuretanowych, a kredki, mazaki i długopisy dodatkowo włożyłam do małych pudełek zrobionych z przyciętych na wymiar kartonów po mleku. Wytrzymały i tani materiał, a w przypadku rozlanego tuszu, czy atramentu nie ma kłopotu z czyszczeniem całego koszyczka.
Dodatkowo w koszyczku jest miejsce na karteczki uratowane z zeszłorocznych zeszytów Dzieci, portfelik, notesik i telefon. Wszystko jest pod ręką... i tylko ciekawa jestem jak długo utrzyma się tu porządek... :)
Cóż robić w taki upał... najlepiej wychodzi nam chlapanie się w basenie w ogrodzie :)
Ale przychodzi moment, że trzeba zająć się czymś innym. Na przykład odpalić lutownicę, wyciągnąć serwetki z biedronkami i motylami i przygotować coś dla Dzieci.
Dziadek dał się namówić i przygotował drewniane plastry...
Dzieci pozbierały kamyki....
a ja lutownicą wypaliłam kształty...
pomalowałam i zdekupażowałam kamyki....
i już można grać w kółko - krzyżyk, lub jak kto woli w biedronki - motylki :)
Pod koniec wakacji gra trafi do Eko - Przedszkola z Opola.
A tymczasem bawią się moje Pociechy.
Po zakończeniu zabawy warto pamiętać o umyciu rączek.
Przyjemniej, gdy spod piany wyłazi mała biedronka.
Jakimś cudem czas mycia się radykalnie wydłuża :)
W tym tygodniu dostałam ogromną paczkę z elementami do tworzenia biżuterii,
pewnie za jakiś będę pokazywała, co z nich wymodziłam.